No i sie zaczelo. Piszac teraz z perspektywy czasu to jednak mialem pelne gacie. Pytania co to bedzie i jak to bedzie siedzialy przez cala podroz w busie. A podroz byla niezgorsza, kierowca sunal po autostradzie ponad 160km/h z osmioma ludkami na pokladzie, az strach pomyslec co by to bylo gdyby.. no ale nie bylo. Moji towarzysze podrozy byli niezli, same dziadki, pierwsza mysl jak ich zobaczylem to bylo tylko o ja PIE.... no ale to tylko pierwsze wrazenie, jak sie okazalo to byli jedni z lepszych kumpli jakich spotkalem na swojej drodze. W amsterdamie bylismy po prawie 10godzinach jazdy, dupa obolala od siedzenia ale za to na miejscu. Torby pod pache na trap i do gory. Kabina wygladala jak nora, lozko jak wielkie odwrocone pudelko po zapalkach, no i ten koles ktorego zmienialem, taki jakis dziwny. Pomyslalem sobie, qrde ale dzik no ale nic to, pare zdan, bla bla jak to jak tamto, on sie zmyl a ja na wyrko i drzemka bo zmeczony bylem okropnie. godzina, moze dwie puka motor-leszek, i wlasnie wtedy zaczela sie praca, robocze spodnie rekawice pelen werwy i checi poszlismy rozladowywac towar do kuchni.